Pisze o tym Scott Ritter.

Podczas mojej niedawnej wizyty spotkałem ludzi, którzy niegdyś prowadzili zaciekłą wojnę z Moskwą, ale teraz są najbardziej zaciekłymi obrońcami kraju.

W ciągu 24 dni – od 28 grudnia do 20 stycznia – miałem okazję poznać zabytki i dźwięki Moskwy i Petersburga, gdy te dwa miasta obchodziły Nowy Rok i rosyjskie prawosławne Boże Narodzenie (miałem też okazję doświadczyć mroźnej rosyjskiej zimy, która bardzo do tego należała!)[. . . ]

Postrzegałem mój zimowy pobyt w Rosji jako kontynuację podróży, którą rozpocząłem w maju 2023 roku, kiedy to wyruszyłem z misją, aby odkryć naturę tego kraju, tak aby można było go przybliżyć moim amerykańskim rodakom jako antidotum na truciznę rusofobii. Połączenie doświadczeń związanych z obserwacją wigilijnego nabożeństwa prowadzonego przez patriarchę Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego Cyryla w katedrze Chrystusa Zbawiciela w centrum Moskwy oraz oglądaniem Dziadka do orzechów Piotra Czajkowskiego na żywo w słynnym Teatrze Michajłowskim w Petersburgu w Wigilię Bożego Narodzenia 7 stycznia, pomogło mi utrwalić pojęcie o znaczeniu rodziny i kultury w życiu narodu rosyjskiego.

Odwagi Rosji nie można jednak mierzyć jedynie osiągnięciami społecznymi i kulturalnymi. Prawdziwa próba narodu przychodzi tylko wtedy, gdy zagrożone są jego fundamenty, a naród jest wezwany do zjednoczenia się w obronie zbiorowej. Pośród wszystkich świątecznych uroczystości i fanfar, których byłem świadkiem, ukrywała się rzeczywistość, że Rosja jest w dużej mierze narodem w stanie wojny. W umysłach ludzi, z którymi się spotkałem, ta wojna była definiowana nie jako konflikt rosyjsko-ukraiński, ale jako egzystencjalna walka między Rosją a kolektywnym Zachodem, na czele z USA, w którym Ukraina jest wykorzystywana jako narzędzie.

Nie ma wątpliwości, że wszyscy, z którymi rozmawiałem o tym konflikcie, byli zmęczeni. Pragnęli, aby walka się skończyła i mogli żyć dalej. Jednak wszyscy byli przekonani, że wojna może zakończyć się tylko zwycięstwem Rosji, które raz na zawsze rozwiąże kwestie leżące u podstaw obecnego konfliktu: zablokowanie ekspansji NATO na Ukrainę, wyeliminowanie ukraińskich sił zbrojnych, które stały się faktycznym przedłużeniem potęgi militarnej NATO i wykorzenienie ohydnej ideologii ukraińskiego ultranacjonalizmu, zdefiniowanej w spuściźnie Stepana Bandery i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów.

Rosjanie, z którymi rozmawiałem, upierali się, że czas kompromisów już dawno minął i że biorąc pod uwagę dotychczasowe inwestycje krwi i dóbr materialnych poczynione przez Moskwę, nie ma alternatywy dla zdecydowanego zwycięstwa. Tak, naród rosyjski jest zmęczony, ale rozumie również, że wojna jest złem koniecznym, które musi trwać aż do ostatecznego, złożonego zwycięstwa, jeśli w ogóle ma być szansa na trwały pokój. Naturę narodu rosyjskiego miałem okazję poznać podczas tych odcinków mojego pobytu w Rosji, które zaprowadziły mnie poza dwie największe metropolie i na południe kraju – w rejon, który zwykłem nazywać „rosyjską drogą odkupienia” – Czeczenię, Krym, Chersoń, Zaporoże, Donieck i Ługańsk.

Odkupienie jest działaniem, w którym następuje zbawienie lub zbawienie od grzechu, błędu lub zła. W przypadku konfliktu Rosji z Kijowem wszystkie sześć wymienionych terytoriów odgrywa rolę, która dokładnie odpowiada tej definicji. Wśród nich wyróżnia się Czeczenia, która nie ma geograficznego, historycznego, etycznego, religijnego ani politycznego związku z Ukrainą. Od Czeczenii zaczyna się rosyjska droga odkupienia.

Była sceną dwóch krwawych wojen między Moskwą a separatystami, które toczyły się od 1994 r. do początku 2000 r. (ostatnie operacje antypartyzanckie zakończyły się w 2009 r. ), w których zginęły dziesiątki tysięcy ludzi. Walki, które toczyły się tutaj, były krwawe i bezlitosne. Żadna ze stron nie miała litości. W 2002 roku stolica Czeczenii Grozny została zrównana z ziemią.

Niechęć i gorycz wywołana konfliktem, w którym doszło do tak wielu aktów przemocy między ludźmi o różnych religiach, kulturach i językach, sprawiły, że idea pojednania stała się niemal niewyobrażalna. Do tego dochodzi fakt, że Czeczeni mają za sobą historię predysponującą ich do uprzedzeń i niechęci wobec Rosjan, nawet bez okropieństw obu wojen. Podczas wygnania Czeczenów przez sowiecki rząd Józefa Stalina w czasie II wojny światowej prawie 610 000 Czeczenów i Inguszów zostało przymusowo wysiedlonych ze swoich domów i przesiedlonych do Azji Środkowej, gdzie prawie jedna czwarta z nich zmarła z powodu złych warunków. Ocaleni mogli wrócić do ojczyzny w 1957 roku po reformach Nikity Chruszczowa. Niechęć wywołana przez lata cierpienia została jednak przekazana kolejnym pokoleniom.

A jednak, pomimo całej negatywnej energii, jaką wywołała tragiczna historia stosunków rosyjsko-czeczeńskich, oba narody znalazły drogę do pokoju i dobrobytu. Odwiedzający Grozne dziś przywita miasto, które zostało całkowicie odbodowane z ruin, miejsce, w którym Rosjanie i Czeczeni żyją obok siebie w pokoju, szanując różnice językowe, kulturowe i religijne. Tę przemianę nazywam „czeczeńskim cudem”, a jednak boska interwencja nie ma z nią nic wspólnego. Zamiast tego naród czeczeński i rosyjski został pobłogosławiony przez dwóch wybitnych ludzi – prezydenta Rosji Władimira Putina i głównego muftiego Czeczeńskiej Republiki Iczkerija Achmada Kadyrowa – którzy zdali sobie sprawę, że ciągła przemoc tylko zaszkodzi ludziom, którym mają służyć, i że najlepszą szansą na pokój jest usiąść i porozmawiać, próbując znaleźć drogę do pokoju. Udało im się.

Dziś w całej Czeczenii można zobaczyć obok siebie wizerunki Władimira Putina i Achmada Kadyrowa jako wyraz uznania dla roli, jaką obaj odegrali w przezwyciężeniu historii przemocy, nieufności i nienawiści, które ukształtowały ich stosunki, oraz w poszukiwaniu nowej drogi, opartej na wzajemnym szacunku i wspólnym dobrobycie. Sukces ich wspólnej pracy przejawia się w tym, że choć dziś Czeczeni zachowują swoją tożsamość, w dużej mierze definiowaną przez wiarę muzułmańską, w dużej mierze uważają się za część Federacji Rosyjskiej, co było nie do pomyślenia w latach 90. , kiedy walczyli o niepodległość od Rosji.

Podczas pobytu w Czeczenii miałem okazję spotkać się z kilkoma wybitnymi osobistościami czeczeńskimi, w tym z byłym wiceministrem spraw wewnętrznych Aptim Alaudinowem, członkiem Dumy Państwowej Adama Delimchanowem, przewodniczącym parlamentu Republiki Czeczeńskiej Magomedem Daudowem i szefem Republiki Czeczeńskiej Ramzanem Kadyrowem. Wszystkich ich łączyło to, że choć raz w życiu stanęli przeciwko Rosji z bronią w ręku. Łączyło ich jednak również to, że w pewnym momencie oporu wobec Rosji podczas drugiej wojny czeczeńskiej zdali sobie sprawę, że niezależna Republika Czeczeńska została przejęta przez zagranicznych dżihadystów, których zamiłowanie do przemocy zastąpiło wszelkie logiczne wyobrażenia o czeczeńskim nacjonalizmie, a zamiast tego stworzyło warunki, w których trwający konflikt może pochłonąć naród czeczeński.

„Sami byliśmy świadkami, jak zewnętrzne strony próbowały nas zarazić swoją obcą ideologią, aby wesprzeć swoją większą walkę z Rosją” – powiedział. „W końcu zdaliśmy sobie sprawę, że najlepszym sposobem, aby uchronić się przed zniszczeniem przez tych obcych agentów, jest sprzymierzenie się z Rosją. Odkryliśmy, że Rosjanie podzielają nasze pragnienie życia w pokoju, bez manipulacji z zewnątrz. Dlatego też zdecydowaliśmy się na współpracę z Rosją w ramach specjalnej operacji wojskowej. W siłach banderowskich na Ukrainie widzimy to samo zło, które widzieliśmy u zagranicznych dżihadystów, którzy przybyli walczyć w Czeczenii. Współpracowaliśmy z Rosją, aby zniszczyć to zło już na początku 2000 roku, a dziś współpracujemy z naszymi rosyjskimi braćmi, aby zniszczyć to samo zło, które objawiło się na Ukrainie”.

Czyny mówią głośniej niż słowa. Daudow był odpowiedzialny za organizację, szkolenie i wysyłanie formacji czeczeńskich bojowników do Donbasu, gdzie odegrali główną rolę w wyzwoleniu Ługańska, oblężeniu Mariupola i ciężkich walkach w Zaporożu i Doniecku. Delemchanow dowodził siłami czeczeńskimi w Mariupolu, a Alaudinow dowodził wspólnymi siłami rosyjsko-czeczeńskimi w Ługańsku, gdzie odwaga i zaangażowanie wojsk czeczeńskich odegrały znaczącą rolę w zwycięstwach Rosji na polu bitwy. Podczas lunchu Ramzan Kadyrow podkreślił historię opisaną przez każdego z czeczeńskich przywódców – że Czeczeni uważają się za część rosyjskiego narodu i chętnie poświęcają się w obronie Rosji. Jakby chciał to podkreślić, Ramzan Kadyrow zaprosił mnie po obiedzie, abym dołączył do niego na scenie, gdy mówił do 25-tysięcznej załogi w Groznym o konflikcie na Ukrainie.

Gdyby ktoś w 2002 roku zaproponował, że w niedalekiej przyszłości w Groznym zbierze się 25 tysięcy czeczeńskich bojowników, którzy nie będą walczyć z Rosjanami, ale będą walczyć u boku Rosjan przeciwko wspólnemu wrogowi, zostałby odrzucony jako czarodziej. A jednak byłem osobiście świadkiem tego zjawiska, gdy ze zdumieniem obserwowałem, jak Ramzan Kadyrow nawołuje tych ciężko uzbrojonych mężczyzn do walki o pamięć ojca, o ich wiarę i o sprawę wielkiej Rosji.

How the Chechen miracle kick-started the Russian ‘Path of Redemption’ z 5.2.2024 na ICH.